sobota, 14 czerwca 2014

Chapter 6 Plan...

- Mam plan jak ocalić Hannę- powiedziałam, poczym wybiegłam z pokoju z obrazem w ręku.
- Alison czekaj!- krzyknął Kol i wampirzym tempie pojawił się przede mną.
- Jaki plan?- spytał.
- Chodź na dół. Reszta też musi to usłyszeć- powiedziałam i pociągnęłam go za rękę.
"Ale to nie może czekać"
- Alison. Reszta śpi. Jest środek nocy gdybyś zapomniała- oznajmił.
Spojrzałam na zegarek. Druga w nocy.
- Ale to nie może czekać- powiedziałam.
- Jeśli teraz ich obudzisz, żadne z nich nie będzie kontaktować. Zresztą ty też powinnaś się przespać- stwierdził.
Miał rację. Powinnam pójść spać chociaż na godzinę.
- Dobrze, ale nie pozwolisz nikomu rano opuścić tego domu- powiedziałam.
Kol skinął głową, a ja poszłam do mojego pokoju. Wzięłam szybko prysznic i poszłam spać.

***
Gdy tylko rano otworzyłam swoje oczy, od razu wstałam z łóżka, zajęłam się poranną toaletą, ubrałam się i gotowa zeszłam na dół. Skierowałam się w stronę salonu. Wszyscy już tam byli. Nawet Aria. Toczyli między sobą zawiłą rozmowę. Gdy tylko mnie zobaczyli rozmowa ucichła. Wszyscy mieli skierowany wzrok na mnie.
- Hej- przywitałam się.
- Cześć- powiedział Stefan, a później reszta.
- Słyszeliśmy od Kola, że masz plan- powiedziała Aria.
- Tak mam- oznajmiłam.
- Jaki?- spytała Elena.

*Oczami Klausa*

Obudziły mnie promienie słońca. Powoli otworzyłem oczy. Trzymałem w swoich ramionach moją słodką Caroline. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jej imienia. Byłem szczęśliwy. Miałem to, co zawsze chciałem mieć. Władzę i rodzinę. Miałem moją żonę- Caroline, córkę- Hannę i rodzeństwo, które wybaczyło mi wszystko, co kiedykolwiek zrobiłem. Żałowałem tylko tego, że nie mogłem być z Caroline i Hanną od samego początku, ale tak po prostu było bezpieczniej. Musiałem zabić kilkaset moich wrogów, którzy chcieli skrzywdzić moją żonę i moją córkę. Caroline zaczęła otwierać swoje piękne oczy.
- Dzień dobry, kochanie- szepnąłem jej do ucha, tym samym budząc ją całkowicie.
Odwróciła się do mnie, uśmiechnęła się szeroko i pocałowała mnie lekko w usta.
- Dzień dobry- powiedziała.
Po chwili w naszych drzwiach pojawiła się Hanna.
- Coś się stało?- zapytała Caroline.
- Jestem głodna- powiedziała, a ja cicho się zaśmiałem.
- Dobrze… Pójdę ci zrobić tosty- powiedziała Caroline, poczym wstała z łóżka, zarzuciła na siebie szlafrok i wyszła z sypialni. Hanna ruszyła zaraz za nią.
Po chwili wstałem z łóżka, wykonałem poranną toaletę i ubrałem się. Postanowiłem pójść do pokoju, gdzie maluje. Złapałem za pędzel i zacząłem coś rysować. Wykonywaną czynność przerwało mi pukanie do drzwi. Odwróciłem się w ich stronę. W drzwiach stał mój brat- Elijah i moja kochana siostrzyczka- Rebekah. Zauważyłem na twarzy Elijah coś w stylu zmartwienia.
- Czy coś się stało bracie?- spytałem i odłożyłem pędzel.
"Proszę uwierz mi"
- W zasadzie tak. Rebece się wydawało- zaczął, ale moja siostra mu przerwała.
- Nie wydawało mi się Elijah! Naprawdę go widziałam! To na pewno był on!- krzyczała.
- O co chodzi?- spytałem.
- Rebekah twierdzi, że widziała naszego brata- Kola- powiedział Elijah.
- Co? To niemożliwe. Na własnych oczach widziałem jak Jeremy Gilbert wbija w niego kołek z białego dębu- powiedziałem.
- Wiem, że to niemożliwe Nik. Ale ja go widziałam. Naprawdę. Proszę uwierz mi- powiedziała Rebekah.
- Chciałbym ci wierzyć siostrzyczką, ale to nie mógł być Kol- oznajmiłem.
- To był on! Udowodnię wam to!- powiedziała, poczym wyszła.

*Oczami Alice/ Celeste*

Stałam w lesie już dobrą godzinę. Czekałam na moją przyjaciółkę. Miała mi pomóc. Mój pierwszy plan zabicia Hanny nie wyszedł, drugi zresztą też, ale jak to się mówi- do trzech razy sztuka. Pierwszy raz próbowałam ją zabić podczas naszego spaceru, ale niestety spotkał nas Elijah. Zaś drugi raz próbowałam ją zabić wczoraj. Podczas tego rytuału. Głupia Deveraux. Gdyby nie to, że kazała mi zamienić zdjęcie już dawno byłabym najpotężniejsza istotą na tej planecie. No, ale cóż. Spróbuje jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz… Będę próbować dopóki jej nie zabiję. W sumie to bawi mnie udawanie przyjaciela rodziny Mikaelsonów. Bawi mnie to jak zachowuje się Hanna. Ale chyba najbardziej rozbawiło mnie to, że ani Caroline, ani Hanna nie powiedziała ani jednego słowa na temat Alison.

Biedna Alison.
Poświęciła swoje życie, by uratować swoją kochaną siostrzyczkę. I co z tego miała. Pewnie myślała, że będą ja próbowały przywrócić do życia czy coś w tym stylu. Ale tego nie zrobiły. Caroline i Hanna nie były nawet przy jej grobie. Najśmieszniejsze jest to, że ja byłam przy tym grobie, a jej rodzina nie. Ma piękny grób. Zresztą na taki zasłużyła. Trzeba mieć nie lada odwagę, by poświęcić swoje życie w wieku siedmiu lat. Nie ukrywam, zaimponowała mi tym. I zapewne nie tylko mi. Zapewne ma piękne życie po drugiej stronie. Ciekawe jaka by teraz była, gdybym jej nie zabiła. Wątpię w to, by była taka jak Hanna. W porównaniu do Hanny Alison znała swoją wartość i w życiu nie zmieniłaby się tak jak Hanna.
Tak. Hanna się zmieniła. W czasie kiedy Alison jeszcze żyła Hanna nie zachowywała się tak jak teraz. Zapewne Alison nie jest z niej dumna. Moje rozmyślenia przerwał trzask gałęzi. Odwróciłam się w stronę, z której wydobył się dźwięk i przed moimi oczami pojawiła się moja przyjaciółka.
- Witaj Celeste- przywitała się.
- Witaj Genevieve- uśmiechnęłam się szeroko.

*Oczami Daviny*

Wróciłam z zebrania czarownic, które Sophie zwołała. Kiedy weszłam do mojego pokoju zastałam tam mojego przyjaciela- Josha.
- Cześć Josh- przywitałam go.
"Zło nadchodzi..."
- Cześć Davina- uśmiechnął się.
- Jak było na zebraniu?- spytał.
- Skąd o nim wiesz?- zapytałam zdziwiona.
- Kiedy tu przyszedłem nie było cię, ale zastałem Marcela, który mi o tym powiedział- wyjaśnił.
- Było jak zawsze na takich zebraniach- odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie.
- A po co je tym razem zwołali?- spytał.
- Zło nadchodzi Josh… Czarownica o imieniu Celeste chce posiąść siłę, jakiej nikt jeszcze nie miał. Zrobi wszystko byleby dostać, to czego chce. Zabije każdego, kto jej przeszkodzi. Istnieje tylko jedna osoba na całej planecie, która może ją zabić. I to ja ją muszę znaleźć- wyjaśniłam.
- Kim jest ta osoba?- spytał mój przyjaciel.
- To dziewczyna… Ma na imię Alison…

*Oczami Alison*

- Ten plan będzie wymagał pracy każdego z nas- powiedziałam.
- Ali, co trzymasz w rękach?- spytał Damon.
 Pokazałam im obraz, który namalowałam.
- To jest Celeste. A przynajmniej tak teraz wygląda- oznajmiłam.
- To jest Alice- powiedziała Aria.
- Kto?- zapytały wspólnie Katherine i Elena.
- Alice… Czarownica, która mieszka z Mikaelsonami- powiedziała.
- Czyli wiemy, że Celeste jest blisko z Hanną- stwierdził Alaric.
- Dobra… Przejdźmy do sedna. Jaki masz plan Alison?- spytał Stefan.
"Hanna nie umie się bronić"
- Hanna nie umie się bronić. Hanna nie umie walczyć, czarować. Ale ja umiem, ponieważ wy mnie tego
nauczyliście. Hanna też powinna się tego nauczyć…
- Ale jak ty chcesz ją tego nauczyć? Ona jest w Nowym Orleanie- przerwała mi Bonnie.
- Wyglądamy identycznie, więc nikt w Nowym Orleanie nie domyśliłby się niczego, gdybym zamieniła się z Hanną miejscami…
- Poczekaj… Chcesz jechać do Nowego Orleanu? A Hannę przywieść tutaj, żebyśmy nauczyli ją się bronić?- spytała zdziwiona Katherine.
- Tak- powiedziałam.
- Alison to jest…- zaczął Damon, ale Aria mu przerwała.
-… genialne- dokończyła.

 ________________________________________________________________________________________________________________________

 Hej! 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :)
Chciałabym, aby każdy kto przeczytał ten rozdział pozostawił po sobie komentarz. To naprawdę motywuje :)
Pozdrawiam i życzę dobrych ocen, słoneczka, pięknej pogody, miłej niedzieli i wszystkiego, co sobie życzycie <3
Caroline xx.