*Oczami Damona*
- Nie! Nie! Nie! Nie, nie, nie, nie! Czy mówiłem już nie?!-
krzyknąłem.
Ten pomysł był najlepszym pomysłem, jaki mogliśmy wymyślić,
ale nie mogę pozwolić by Alison się tak narażała. Spójrzmy prawdzie w oczy:
Bałem się. Bałem się o Alison. Nie bałem się o nikogo, tak
jak o nią przez dobre 180 lat. Na Boga! Nawet o własnego brata tak się nie
bałem!
- Bo to zbyt niebezpieczne!- odpowiedziałem.
- Ale to jedyny sposób!- krzyknęła.
- Alison…
- Damon ona ma rację. To jest jedyny sposób- wtrącił się mój
braciszek.
- Na co?! Na uratowanie Hanny czy na skazanie Alison na
śmierć?!- spytałem.
- Damon. Nie jestem już naiwną, bezbronną, siedmioletnią
Alison. Potrafię się obronić. I nie zapominaj, że jestem najpotężniejszą istotą
na tej planecie- powiedziała Alison.
- Nie dajesz mi o tym zapomnieć- oznajmiłem, poczym
uśmiechnąłem się lekko.
- Wiem. I wiesz dobrze, że potrafię o siebie zadbać. I tak,
wiem, że to niebezpieczne. I tak, wiem, że się o mnie martwisz, ale nie musisz już
tego robić. Ta mała dziewczynka, która płakała za swoją siostrą dorosła i stała
się silną, odważną kobietą. I to dzięki tobie Damon- powiedziała.
Miała rację.
- I co ja mam zrobić? Pozwolić ci ryzykować życie?-
spytałem.
- Nie. Masz pomóc. Masz nauczyć Hannę walczyć, tak jak mnie
tego nauczyłeś- oznajmiła.
- Dobrze… Ale ktoś musi być z tobą w Nowym Orleanie-
powiedziałem.
- Ja mogę z nią pojechać- zgłosił się Kol.
- Ty? Przecież Klaus, Rebekah i Elijah mogą cię zobaczyć!- powiedziała
Katherine.
- Widzicie sęk w tym, że moja siostra mnie już widziała.
Znaczy nie rozmawialiśmy ze sobą. Szedłem sobie spokojnie ulicą jakiegoś
miasta, bo coś tam szukałem i nagle usłyszałem jak ktoś woła moje imię.
Odwróciłem się a przede mną pojawiła się moja siostra- wyjaśnił.
- I co zrobiłeś?- spytała Elena.
- W wampirzym tempie zwiałem- odpowiedział.
- Okej… Czyli to ty pojedziesz ze mną do Nowego Orleanu,
tak?- spytała Ali.
- Tak. Pokażę mojej rodzince, że żyję, a wy w tym czasie
zamienicie Ali i Hannę. Powiem im, że chcę żeby było tak jak dawniej i
zamieszkam z nimi, tym samym cały czas mając oko na Ali- opowiedział swój
pomysł.
- To dobry plan- powiedział Alaric.
- Czyli kiedy Ali zamieni się z Hanną my będziemy musieli ją
trenować. Ale co z przyjaciółmi Ali? Wątpię żeby Hanna była skłonna do udawania
Alison. A nie oszukujmy się jej przyjaciele szybko się skapną, że to nie jest
Ali- powiedziała Bonnie.
- Powiemy Megan, o co chodzi. Ona o nas wie. I powiemy jej
żeby coś wymyśliła, że wyjechaliśmy na wakacje czy coś w tym stylu- powiedział
Alaric.
- Dobrze.
- Czyli tak Alaric i Damon będą ją uczyć walczyć, Bonnie-
magii, Jeremy- jak zabijać wampiry, babcia- strzelać z broni, Stefan-
opanowania jej mrocznej strony- powiedziała Ali.
- A ja i Elena?- spytała Katherine.
- No właśnie nie mam pojęcia. Nie opłaca się już uczyć jej
chamstwa, więc nie wiem- odpowiedziała Alison.
- Mogę pomóc Alaricowi i Damonowi- oznajmiła Katherine.
- A ja pomogę Stefanowi- powiedziała Elena.
- Dobrze. To mamy wszystko ustalone, tak?- spytała Alison.
- Tak- odpowiedziała Aria.
Jeju. Zapomniałem, że ona tu w ogóle jest.
- Więc zacznijmy plan…
*Oczami Daviny*
Alison
Salvatore, Alison Salvatore, Alison Salvatore, Alison Salvatore, Alison
Salvatore…
Nigdzie jej nie ma! To jest jak szukanie igły w
stogu siana! Nigdzie!
W żadnych księgach. W Internecie.
Tak jakby ona w ogóle nie istniała.
- Znalazłaś coś?- spytał mój przyjaciel, Josh.
- Nie. Nigdzie jej nie ma. Ja jej nigdy nie znajdę-
załamywałam się powoli.
- Davina nie trać wiary. Na pewno ją znajdziesz- pocieszał
mnie.
- Kogo?- usłyszałam kobiecy głos.
Rebekah…
- Nie twoja sprawa- syknęłam.
- Oj Davina nie bądź taka oschła- powiedziała z szyderczym
uśmieszkiem.
Boże! Jak ja jej nie lubiłam. Ogólnie nie lubiłam
Mikaelsonów.
Klaus zrobi wszystko by mieć władzę. Jest porywczy, nie
liczy się z uczuciami innych, zabił moją jedyną miłość. Krótko mówiąc-
nienawidzę go.
Caroline, żona Klausa. Nie znam jej zbytnio, ale nie zrobiła
na mnie dobrego wrażenia. Rozpieszcza swoją córkę, pozwala jej na wszystko,
potrafi być nieźle chamska.
Hanna, kochana córeczka Caroline i Klausa. Jest chamska,
zapatrzona w siebie i nie oszukujmy się jest głupia.
Rebekah udaje silną i niezależną, ale tak naprawdę cierpi od
środka. Trochę mi jej żal. Przez całe życie była przy swoim bracie, kochała go,
a ten wbijał jej sztylet w serce, kiedy zrobiła coś nie po jego myśli.
I zostaje Elijah. Honorowy, zawsze chodzący w garniturze,
wydaje się być opanowany i szlachetny, ale to nieprawda. Bez zastanowienia zabiłby
każdego, kto zalazłby mu za skórę.
- Czego chcesz?- spytałam.
- Chciałabym cię prosić o pomoc- odpowiedziała.
- O pomoc? Mnie?- prychnęłam.
- Tak ciebie Davino. Moi bracia mi nie wierzą, więc
potrzebuje dowodów- powiedziała.
- W co ci nie wierzą?- spytałam.
- W to, że widziałam naszego brata Kola- odpowiedziała.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Chodzi o to, że on jest martwy. Znaczy nie jest, bo go
widziałam tutaj, w świecie żywych. Lecz moi bracia mi nie wierzą- oznajmiła.
- Więc chcesz żebym go zlokalizowała- powiedziałam.
- Tak- oznajmiła.
- Dobrze, ale mam do ciebie pytanie- zgodziłam się.
- Jakie?- spytała.
- Znasz może Alison Salvatore?- spytałam.
- Nie. Nigdy o niej nie słyszałam, ale znam braci Salvatore-
powiedziała.
- Braci Salvatore?- spytałam.
- Tak. Damona i Stefana. Są wampirami dzięki Katherine
Pierce. Byli w niej zakochani. Teraz mieszkają w Mystic Falls i uganiają się za
Eleną Gilbert- sobowtórem Katherine. A przynajmniej tak było dziesięć lat temu.
Możesz ich zapytać o tą całą Alison- oznajmiła.
- Mam. Dam ci numer do Damona- powiedziała i napisała mi
numer na kartce, która mi później wręczyła.
- Dziękuję- powiedziałam.
- Nie ma za co. Możemy teraz zlokalizować Kola?- spytała.
- Jasne- szybko odpowiedziałam i zaczęłam przygotowywać
potrzebne rzeczy.
*Oczami Alison*
Szłam w stronę domu Megan. Musiałam ją uświadomić z naszym
planem. No i oczywiście muszę się z nią pożegnać. Chwilę później byłam już pod
domem mojej przyjaciółki. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam aż ktoś otworzy mi
drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu pojawiła się mama Megan.
- Alison! Witaj!- krzyknęła radośnie.
Tak. Mama Meg mnie lubiła.
- Jest może Megan?- spytałam po chwili.
- Tak jest. Wejdź proszę. Jesteś głodna?- spytała z troską.
Cała pani Barker. Tylko by mnie karmiła i tak w kółko.
- Nie dziękuję. Jadłam obiad w domu- odpowiedziałam.
- Dobrze. Megan jest w pokoju. Mam pomysł. Przyniosę wam
deser- powiedziała.
- Naprawdę nie trzeba pani Barker- oznajmiłam.
- Oj ty bądź już cicho- zaśmiała się, a ja razem z nią.
Będzie mi tego brakowało. Wątpię żeby przyjaciółki Hanny
miały takie mamy.
Ruszyłam do pokoju Megan. Po chwili zapukałam w drzwi.
- Proszę- usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
Powoli weszłam do jej pokoju. Siedziała na łóżku i czytała
książkę. Na mój widok na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Cześć Ali- powiedziała i odłożyła książkę na stolik.
- Cześć Meg.
- Co tu robisz?- spytała.
- Okej… To wydaje się być coś wielkiego. Siadaj-
powiedziała, a ja usiadłam na łóżku.
Po chwili do pokoju weszła mama Meg talerzykami deserami
lodowymi. Podała nam je z uśmiechem.
- Dzięki mamo- powiedziała moja przyjaciółka.
- Dziękuje pani Barker.
- Nie masz za co słonko- powiedziała, uśmiechnęła się i
wyszła.
- No dobra o co chodzi?- spytała Meg, zajadając lody.
Westchnęłam i zaczęłam wszystko opowiadać Megan.
- Poczekaj… Czyli chcesz się zamienić z Hanną miejscami?-
spytała.
Przytaknęłam.
- To szaleństwo- powiedziała.Zaśmiałam się.
- Wiem Megan, ale to jedyny sposób by ją uratować-
powiedziałam.
_________________________________________________________________________________________________________________________________